Nie niosę Ci modłów długich, o Boże. Nie ślę westchnień licznych…
Nie biję niskich pokłonów, nie składam ofiary bogatej ku czci Twej i chwale.
Nie pragnę wkraść się w Twą możną łaskę, nie zabiegam o dostojne dary.
Myśli moje nie mają skrzydeł, które by pieśń niosły w niebiosa.
Wyrazy moje nie mają barwy ani woni, ani kwiatów.
Znużony jestem i senny
Wzrok mój przyćmiony, grzbiet pochylony pod ciężarem wielkim obowiązku.
A jednak prośbę serdeczną zaniosę, o Boże.
A jednak klejnot posiadam, którego nie chcę powierzyć bratu-człowiekowi. Obawiam się, że nie zrozumie, nie odczuje, zlekceważy, wyśmieje.
Jeżeli jestem szarą pokorą wobec Ciebie, Panie, to w prośbie mej staję przed Tobą-jako płomienne żądanie.
Jeśli szepcę cicho, to prośbę tę wygłaszam głosem nieugiętej woli
Wzrokiem nakazu strzelam ponad chmury.
Wyprostowany żądam , bo już nie dla siebie.
Daj dzieciom dobrą dolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom błogosławieństwo.
Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą, ale najpiękniejszą.
A jako prośby mej zadatek przyjm jedyny mój klejnot: smutek.
Smutek i pracę.
Janusz Korczak