Szkoła jest miejscem uczenia się, poszukiwania wiedzy, a więc stawiania pytań. Na każdym etapie edukacyjnym (począwszy już od przedszkola) uczeń powinien mieć możliwość do formułowania trudnych pytań, a także do wyrażania swoich wątpliwości. Niestety niepokojącym zjawiskiem w polskiej szkole jest lęk nauczycieli przed pytaniami uczniów.
Dlaczego tak się dzieje? Czyżby wynikało to z naszych braków w wykształceniu? A może jest to rezultat naszego funkcjonowania w bezrefleksyjnym społeczeństwie? Przecież doskonale widzimy, że w wielu dziedzinach życia społecznego zasadą awansu jest tzw. BMW – bierny, mierny, ale wierny.
Jak podaje Czesław Kupisiewicz od 50 do 80% wypowiadanych w nauczaniu słów przypada na nauczyciela; on też stawia przeciętnie około 300 pytań dziennie. W Niemczech funkcjonuje określenie nauczania jako czynności, której istota polega na tym, iż, jeden mówi, a pozostali milczą (Wenn alles schweigt und einer spricht, da nennt man so was Unterricht). Niestety ono ciągle jeszcze jest aktualne…
Maria Dudzikowa słusznie zauważyła, że dzieci zadają dorosłym męczące pytania, ale w miarę jak same dorastają, szybko uczą się, by ich nie zadawać innym ani sobie samym.
Choć przyszliśmy na świat z niezaspokojoną, godną Leonarda ciekawością, większość z nas w latach szkolnych nauczyła się, że od pytań ważniejsze są odpowiedzi. Instytucje edukacyjne raczej nie rozwijają ciekawości, zamiłowania do wieloznaczności i umiejętności zadawania pytań. Sposobem myślenia, który się nagradza, jest natomiast wyszukiwanie „prawidłowej odpowiedzi”, tj. tej, której udzieliłby autorytet, jakim jest nauczyciel.
Wzorzec ten utrzymuje się na uniwersytetach i w szkołach podyplomowych, zwłaszcza tam, gdzie autorem podręczników jest wykładowca. (Na jednym z najlepszych uniwersytetów przeprowadzono słynne badanie, polegające na tym, że absolwentów, którzy ukończyli uczelnię z wyróżnieniem, poddano miesiąc później tym samym egzaminom końcowym. Wszyscy oblali. Leslie Hart, badacz, tak podsumował te wyniki: „Po egzaminach końcowych rzeczywiście przychodzi koniec!”)
Edukacja oparta na schlebianiu autorytetom, tłumieniu pytań i przestrzeganiu reguł być może dobrze służy zaopatrywaniu społeczeństwa w robotników linii montażowych i biurokratów, ale niewiele czyni, aby przygotować nas do nowej epoki renesansu (Michael J. Gelb, Myśleć jak Leonardo da Vinci).
Wiele lat temu znalazłem anegdotę o nauczycielu, który przechwalał się, że nigdy nie pozostawił pytania uczniów bez odpowiedzi:
– Proszę pana, jak się pisze „równo”? – pyta jeden z uczniów
– Idź do biblioteki, znajdź książkę na ten temat i przeczytaj sobie o tym – odpowiada nauczyciel.
Podchodzi następna uczennica:
– Proszę pana, dlaczego musimy czytać „Pana Tadeusza”?
– Idź do biblioteki, znajdź książkę na ten temat i przeczytaj sobie o tym – mówi nauczyciel.
Zjawia się kolejne dziecko i mówi:
– Nie lubię pana!
– No… to idź do biblioteki, znajdź książkę na ten temat i przeczytaj sobie o tym.
Celem współczesnej szkoły powinna być nauka myślenia. Jej zadaniem jest wzbudzanie naukowej dociekliwości, pobudzanie uczniów do stawiania pytań i uczciwości w poszukiwaniu na nie odpowiedzi…