Paul Coelho w swojej książce „Być jak płynąca rzeka…” opisuje historię żołnierza, który wraz z żoną wspierał finansowo trędowatą dziewczynkę w Indiach. Po pewnym czasie została ona przeniesiona do Francji. Chcąc ją poznać, razem z żoną pojechali do klasztoru, gdzie przebywała pod opieką zakonnic. Podczas pobytu jedna z sióstr spytała go, czy nie zechciałby pomóc w katechizacji dzieci. Jean Paul Sétau odparł, że nie ma żadnego doświadczenia w nauczaniu religii, ale że pomodli się i spyta Pana Boga, co ma robić. Wieczorem po modlitwie usłyszał wskazówkę: „Zamiast dawać odpowiedzi dowiedz się, co dzieci chcą wiedzieć”.
Sétau wpadł na pomysł, żeby odwiedzać różne szkoły i prosić uczniów o pytania, co chcieliby wiedzieć o życiu. Efekty swojej pracy zamieścił w książce „O dziecku, które chce wszystko wiedzieć”.
W tradycyjnym modelu szkoły jest niemal regułą stosowanie w nadmiarze metod nauczania, które polegają zwłaszcza na przesadnym werbalizmie nauczycieli. Niestety nadal dominuje określenie „nauczania” jako czynności, której istota polega na tym, iż, jeden mówi, a pozostali milczą. Według Czesława Kupisiewicza od 50 do 80% wypowiadanych podczas lekcji słów przypada na nauczyciela. To on też stawia przeciętnie około 300 pytań dziennie, uczeń zaś odpowiada tylko na jedno.
Nauczyciele skłonni są do podawania uczniom gotowych wiadomości, a od uczniów oczekują jedynie ich wysłuchania, zapamiętania i odtwarzania. W rzeczywistości szkolnej sprowadza się to do zasady „3 x z” (zakuć, zdać, zapomnieć).
Takie postępowanie nauczyciela powoduje niedostateczne aktywizowanie uczniów w procesach myślenia i praktycznego działania. Nic dziwnego, że uczeń przyjmuje postawę biernego słuchacza i myślami jest poza salą lekcyjną…
Tego typu podejście do ucznia, świadczy również o naszym niedocenianiu jego wartości jako osoby. Nie potrafimy dostrzec tego co on już wie, umie, potrafi. Nasza praca przecież nie zaczyna się od zera (!). Dziecko przychodzi do szkoły z własnym bogatym bagażem doświadczeń, przychodzi z własnym rozumieniem świata… Naszym zadaniem jest poznać ten jego świat, jego zainteresowania i zdolności.
Tymczasem, zarówno rodzice i nauczyciele, popełniamy ten sam błąd. To my lepiej wiemy, co dla niego jest lepsze, piękniejsze, ciekawsze. I wybieramy mu – kolegów, zabawki, formę rozrywki itp. W ten sposób narzucamy im wizję świata z pozycji osoby dorosłej…
Warto skorzystać z metody Jeana Paula Sétau i zamiast męczyć dzieci naszą paplaniną, zapytać ich co chcą wiedzieć, i zaspokoić ich naturalną ciekawość świata…